Na Waszą prośbę na pierwszy ogień idą pudrowe cienie do
powiek o przedłużonej trwałości, czyli longwear powder shadow.
Przede wszystkim cienie są w prześlicznych pudełeczkach w wiosennych niebiesko-zielonych
kolorkach. Będą świetne na drobiazgi
takie jak pierścionki czy koraliki. Ja już w jednym trzymam pierścionki, a w
drugim śrubki do okularów. Na pudełeczkach, z boku są nazwy cieni oraz kolory
im odpowiadające.
Do mnie trafiły dwa odcienie Kiss me, Im’ tipsy, czyli całuj mnie, jestem wstawiona! (czyż nie
świetna nazwa?) oraz Milk it! Cenie
zamknięte są w ładnych plastikowych puzderkach. Górna klapka jest przeźroczysta
,a dolna mleczna. Opakowania kojarzą mi się ze słońcem, wychodzącymi
promieniami od cienia. Ogólnie ujmując opakowanie jest nie typowe i
przyciągające. Na spodzie oczywiście mam nazwę.
Producent pisze, że cenie są jedwabiste i w neutralnych
kolorach. Od razu, wyobrazamy sobie taką gęstszą konsystencję. Konsystencja cieni jest typowo pudrowa,
a ich wykończenie to połączenie satyny z schimmerem, w przypadku moich
cieni.
Kiss me, I’m tipsy
jest pięknym neutralnym brązem z nutą rudości, a dokładniej drobinkami w ciepłym
złotym odcieniu. Jest
bardzo dobrze na pigmentowany. Nakłada się go bez problemów, rozciera również.
Trwa na powiece cały dzień, nałożony na bazę lub jak radzi producent na cień w
kremie. U mnie trzymał się od 7 rano do 1 w nocy w połączeniu z kremowym
cieniem z Bene, ale nie tylko. Na bazie ArtDeco lub cieniu kremowym z Essence
również ładnie wyglądał i trwał dzielnie. Jedynie, do czego mogłabym się
przyczepić to życzyłabym sobie, żeby był mniej suchy, ale to już zależy od preferencji
;)
Milk it! To biały,
satynowy cień z nutką beżu i różu wraz z malutkimi srebrnymi schimmerkami.
Takiej wielowymiarowości tego cienia nie widać w opakowaniu, dopiero zeswatchowany
daje taki efekt. Dla mnie jest to cień idealny, którego długo szukałam. Do rozświetlenia wewnętrznych
kącików oczu, pod brew, na łuk kupidyna czy na policzki sprawdza się
fantastycznie. Długo szukałam właśnie takiego odcienia i oto on. Trzyma
się równie długo, co jego poprzednik. Jego
konsystencja wydaje się gęstsza i bardziej jedwabista w dotyku.
Cena tych cieni to ok 90zł za 3g.
sesja zdjęciowa na szkolnej ławce, bo właśnie ze szkołą kojarzy mi się Benefit ;)
Tak właśnie prezentują się moje cudeńka :)
Naprawdę piękne, ja mogę patrzeć nawet na samo opakowanie :D
OdpowiedzUsuńPo prostu cudowne!:)
OdpowiedzUsuńŁadniusie, ale bardziej podobają mi się błyszczyki ;)
OdpowiedzUsuńTe dwa cienie idealnie pasowały by do mnie.
OdpowiedzUsuńUwielbiam takie odcienie. piękne
Bardzo ładne odcienie i opakowania bajeczne:)
OdpowiedzUsuńCena lekko przesadzona jak na 1 cień. Kolory oczywiście bardzo ładne w szczególności Milk It.
OdpowiedzUsuńOd czego jest -20% i -30% w Sepho :)
UsuńObraziłam się na Syfore i ją bojkotuje od jakiś 3 miesięcy :D W sumie za Banefitem hmm nie przepadam lecz 1 produkt mają bardzo fajny kredkę High brow
UsuńA co Ci zrobiła? Jutro będzie post o kremowych cieniach. Dla nich zrób wyjątek, są rewelacyjne!
Usuńładne są nie powiem
OdpowiedzUsuńtroszkę kosztują ale dla samego opakowania chyba się skuszę :)
OdpowiedzUsuńfajne te pudełeczka :)
OdpowiedzUsuńkolory cieni również
Opakowania są naprawdę przecudne, a i kolorystyka ciekawa. Wybrałabym coś dla siebie ;)
OdpowiedzUsuńcudeńka taki biały bi mi się przydał :)
OdpowiedzUsuńWspaniałe nabytki zazdraszczam ;)
OdpowiedzUsuń